piątek, 9 stycznia 2015

#2

Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, był samotny. I smutny. Siedział przed trampoliną, siłując się z butem, który za nic nie chciał opuścić jego malutkiej nóżki. Podeszłam do

niego, rozwiązałam sznurówkę i powiedziałam do niego:
- Zostaw to, głuptasie, i chodź się bawić.
Chcę mieć przed oczami to wspomnienie gdy staniemy na dworcu w Kapitolu, albo gdy on mnie będzie zabijać. Gdy przyciśnie miecz do mojej tętnicy, poczuje mój

przyspieszony puls, położy drugą rękę na moim sercu i zakończy raz na zawsze ten żałosny splot wydarzeń zwany przez niektórych moim życiem.
Nie zwracam uwagi na nic, ani na Annie, ani na wiwatującą publiczność. Cato jest jedyną osobą na całym świecie, na której mi zależy. O którą dbam. Którą kocham.
Dlaczego to zrobił? Dlaczego pozbawił mnie szansy na szczęście?
Szybko podajemy sobie ręce i schodzimy ze sceny. Udajemy się do przestronnej sali w pałacu prezednckim. Tu mamy być żegnani przez przyjaciół i rodzinę. Tyle że ja nie

mam ani przyjaciół, ani rodziny. Siedzę przez dziesięć minut i wpatruję się w sufit, na którym namalowane są przepiękne freski. Bardzo mi się podobają. Muszę powiedzieć

Catonowi, by podobne umieścił na moim grobie.
W pewnym momencie do sali wchodzi staruszka. Ubrana jest w szare łachmany, w ręku trzyma koszyk przepełniony śmieciami. Podchodzi do mnie, chwyta moją dłoń i

spoglądając mi głęboko w oczy, mówi donośnym głosem:
- Nadzieja zawsze pokona strach. Noś w sercu wiarę w jutro. Zawsze będziemy u twojego boku, Clove.
I wychodzi. Nikt chyba nie zauważył, że się pojawiła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz