piątek, 27 lutego 2015

#7

Rano budzę się w silnych ramionach blondyna. Z rumieńcem na twarzy przypominam sobie poprzednią noc. Składam delikatny pocałunek na jego wargach i ostrożnie wstaję z łóżka. Zabieram ze sobą zestaw ubrań i ręcznik, i udaję się na krótki, aczkolwiek gorący prysznic. Woda formuje się w maleńkie strumyki, które dokładnie obmywają moje ciało. W powietrzu unosi się przyjemny, różany zapach. Gąbka, nasączona niebieskim płynem, ostrożnie nawilża każdy centymetr mojej skóry. Uśmiecham się szeroko. Chcę, by ten cudowny humor towarzyszył mi przez cały dzień.
Gdy maszyna rozplątuje ostatnie kosmyki moich kruczoczarnych włosów, zaczynam powoli obmyślać dzisiejszy plan zajęć. Spoglądam na ogromny, cyfrowy zegar, który wskazuje godzinę czwartą siedemnaście. Ubieram się i powoli wychodzę z apartamentu. Wsiadam do windy i wciskam numerek dwanaście. Otulam się mocniej kurtką i wchodzę na dach. Podchodzę do Peety, który uważnie obserwuje wschód słońca.
-Hej. - przytulam go mocno.
-Hej. - odpowiada przyjaźnie i pokazuje miejsce na kocu, na którym mogę usiąść.
Nigdy nie myślałam o śmierci. Zawsze był to dla mnie temat tabu, odpychany i odciągany wszelkimi sposobami. Dziś, wpatrując się w słońce, uświadamiam sobie, że muszę umrzeć. By inni przeżyli. By Peeta miał szansę ochronić Katniss. By Cato spełnił swoje marzenie. Muszę umrzeć, by dać innym szansę na lepsze jutro.
-Kochasz Katniss? - pytam nagle, a on odwraca głowę od słońca i z delikatnym uśmiechem spogląda na mnie.
-Przecież wiesz. - oznajmia cicho, wciąż patrząc się na mnie.
Patrzę z bólem na piekarza. To on, a nie zawodowcy powinien budzić podziw. Peeta jest gotowy poświęcić dla Katniss swoje życie, jest gotowy zrobić wszystko, byleby ona żyła. Stanie się zabójcą w mgnieniu oka, gdy tylko ona tego będzie potrzebować.
-Czy... - biorę głęboki oddech - Czy jesteś gotowy zrobić dla niej wszystko? - upewniam się, choć i tak znam odpowiedź.
-Czy jestem gotowy dla niej umrzeć? - Peeta mocno mnie przytula - Tak, Clove. Życie bez niej... - przerywa na chwilę, jakby chciał zebrać myśli - Jest niczym. - oznajmia pewny siebie, a ja kręcę głową.
-Nie chodzi mi o to. Czy jesteś gotowy ją chronić na Igrzyskach? - drążę temat wciąż z nieodgadnionym wyrazem twarzy - Bo widzisz... Obmyśliłam pewien plan. - wyjawiam w końcu, a on odwraca się plecami do słońca i patrzy na mnie, oczekując na wyjaśnienia - Jesteś w sojuszu zawodowców. Wciągnęłam cię tam, byś mógł ją chronić. Nie pozwolisz na wytropienie jej, a przy okazji sam nie zostaniesz zabity. - biorę głęboki wdech, po czym dodaję - Chyba. - Peeta śmieje się głośno, a ja kontynuuję - Dziś na treningu musisz pokazać, że jesteś silny i przydasz nam się.
W jednej sekundzie jego twarz targa milion emocji: strach, zwątpienie, odwaga i cierpienie. Każdy jego mięsień drga. Wbija swój rozkojarzony wzrok w nieokreślony punkt na niebie. Trwamy w ciszy. Wiem, że on tego potrzebuje. Klnę siebie w myślach, że mu o tym powiedziałam.
-Oni wiedzą...? - pyta niepewnie.
-Na razie tylko ja i Cato. Dowiedzą się dziś, na przerwie. - spuszczam wzrok - Ale to nie wszystko. Musisz udowodnić wszystkim, że się kochacie. - krzywię się na chwilę i poprawiam się - Że ty ją kochasz.
-Po co? - pyta oburzony.
-W ten sposób zapewnisz wszystkich, że wiesz, gdzie jest. - przerywam i szybko zbieram myśli - I po odłączeniu od nas widzowie będą widzieć, jak bardzo ją kochasz... Oni kupią tą całą mdławą historyjkę i będą chcieli cię... Będą chcieli was chronić. Sponsorować. - uśmiecham się krzepiąco, by potwierdzić wiarygodność moich słów.
-Czemu miałbym się odłączyć? Przecież wtedy.... - protestuje, ale ja mu przerywam.
-W pewnym momencie zobaczą, że wyrazie od nas odstajesz. Będą spiskować przeciwko tobie. Wtedy musisz wziąć pierwszą nocną zmianę, najlepiej razem ze mną, i uciec.
-Ale jak ona przeżyje do tego momentu!? - piszczy cicho, chowając twarz w dłonie.
-Poradzi sobie. Wygląda na sprytną dziewczynę. - pocieszam go - Musisz jej tylko powiedzieć, by zaraz po rozbrzmieniu gongu uciekała. Nie może uczestniczyć w rzezi. Peeta.. - spoglądam na niego z troską - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - przytulam go najmocniej, jak umiem. Słyszę jego szybkie bicie serca i wyczuwam mdławy zapach róż.
Po dłuższej chwili odrywam się od niego, mamrotam pożegnanie i odchodzę. Zbiegam cicho po schodach i bezszelestnie wchodzę do mojego pokoju. Cato jeszcze śpi. Podchodzę do maleńkiej szafki obok łóżka i otwieram ją. Wyjmuję z niej kartkę i długopis zaczynam pisać. Wylewam wszystkie moje uczucia na kartkę: łzy, cierpienie, żal, ale także radość i miłość. Nie chcę już nic czuć, a pisanie zawsze mi w tym pomagało.
-Ładniej będzie brzmieć 'jej płomienie otaczają mnie' - poprawia mnie blondyn, który już wstał. Przekreślam więc ostatnią linijkę i zapisuję tam słowa Cato. - Znowu piszesz? - kiwam głową, a on mnie mocno obejmuje. Słyszę, jak podśpiewuje w dziwnej melodii moje słowa. - Brakuje tu czegoś. - oświadcza, siadając obok mnie.
-Wiem. - mówię z żalem - On to dokończy. - odrzucam kartkę i długopis na miękki, czerwony dywan.
-On? - blondyn patrzy na mnie zaskoczony, a ja teatralnie przewracam oczami.
-Peeta. Chcę mu jakoś pomóc, to wszystko go przerasta. - oznajmiam cicho, wtulając się w Cato.
-Nie mówiłaś mi, że się z nim zaprzyjaźniłaś. - skarży się, po czym podnosi kartkę i zaczyna śpiewać.
"Nie należę do nich
Nie będę pionkiem w ich grze
Nie mogą mnie kontrolować
Oni są jedynymi, których można winić.
Nigdy się nie załamię,
Nie zrezygnuję z walki,
Nie dam im nic, nic, nic.
Tylko jeden pocałunek, a będę uzależniony od jej ognia
Jej płomienie otaczają mnie
Patrząc, jak rozjaśniają niebo
Musimy wstać i walczyć.
A teraz nasza przeklęta przez gwiazdy miłość się urzeczywistniła
Zapieczętowaliśmy nasze losy- tu i teraz."*
Aksamitny baryton blondyna sprawia, że moje serce bije wolniej. Zamykam powieki i wczuwam się w piosenkę. Przez moją głowę przelatują pojedyncze obrazki Peety i Katniss. Oni nie zasłużyli na taki los. Z resztą, nikt nie zasłużył.
-Igrająca z ogniem jest Peetą? - pyta blondyn, gdy kończy śpiewać.
-Nie. Ale on... - przerywam na chwilę i przypominam sobie moją dzisiejszą rozmowę z piekarzem - On ją kocha.
-Miłość. - prycha z wyższością - Co to jest? Zwykła mieszanka pożądania, podziwu i zainteresowania.
-To własnie do mnie czujesz? - śmieję się gorzko, a on spogląda na mnie i kręci głową.
-Nie... Ty to zupełnie inna rzecz. Gdy ciebie widzę, czuję, że wszystko inne traci sens. Gdy słyszę twój głos, jestem gotowy porzucić wszystko i iść za tobą, choćby na koniec świata. Twój zapach jest najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek poznałem. Jestem przy tobie zawsze i nigdy cię nie opuszczę...
-Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem. - uśmiecham się delikatnie.
-Bo nigdy nim nie byłem. - wzrusza ramionami - To ty mnie zmieniłaś. Ba! Dalej mnie zmieniasz. - składa delikatny pocałunek na moich wargach i wstaje z dywanu - Idę się ubrać. Do zobaczenia na śniadaniu.
-Do zobaczenia... - odpowiadam cicho i patrzę, jak blondyn wychodzi z mojego pokoju.
Momentalnie biegnę do łazienki. Podchodzę do umywalki i odkręcam kran. Zimna woda z impetem odbija się o moją twarz, zadając mi ból. Zwiększam ciśnienie. W końcu, kiedy cała moja twarz jest czerwona, zakręcam kran. Patrzę w lustro i widzę w nim małą, żałosną i zrozpaczoną dziewczynkę. Jednym, szybkim ruchem rozbijam szkło na tysiące małych kawałeczków. Biorę jeden z nich i rozcinam sobie skórę na nadgarstku. Krew sączy się powoli, zadając mi ogromny ból. I dobrze.
Muszę dojść do siebie. Musi wrócić dawna Clove: ta nieobliczalna, wredna zabójczyni z Dwójki, a nie miła i przyjemna przyjaciółka biednych i udręczonych. Nienawidzę siebie, a jeszcze bardziej nienawidzę Cato za to, co ze mną zrobił.
-To ty mnie zmieniłaś! Ba! Dalej mnie zmieniasz! - parodiuję jego ton głosu. Z zadowoleniem patrzę, jak ciepła, lepka czerwona ciecz zalewa drogie płytki. Śmieję się gorzko. - Boże, jakie to wszystko jest żałosne... - wzdycham i wychodzę z łazienki.
Wchodzę do mojej sypialni, która dalej jest zdemolowana. Wyjmuję ze zniszczonej szafy turkusową bluzę i zakładam ją. Wychodząc, jeszcze raz spoglądam na zmasakrowany pokój i śmieję się głośno.
Gdy wchodzę do kuchni, wszyscy już na mnie czekają. Cato jest dziwnie zdenerwowany, tak samo jak Annie. Lyme zaś w spokoju je kurczaka z sosem czosnkowym. Ostrożnie siadam na dębowym krześle. Wybieram z listy pierwszą potrawę, na jaką pada mój wzrok. Ślimak z ciastem francuskim z sosem i szynką. Mam nadzieję, że smakuje lepiej, niż brzmi.
Podczas gdy przy stole toczy się niezobowiązująca rozmowa, ja męczę się ze ślimakiem. Ostrożnie staram się wyjąć mięczaka ze skorupki, jednak mi to nie wychodzi. Lekko poddenerwowana chwytam specjalny widelczyk i wydłubuję zwierzę. Za pomocą szczypczyków kładę mięso na tosta. Oddycham spokojnie i jednym, szybkim ruchem wkładam potrawę do ust. Od razu robi mi się niedobrze. Gdy przeżuwam tosta, czuję, jak jedzenie podchodzi mi do gardła. Momentalnie wstaję od stołu i biegnę do najbliższego zlewu, gdzie zwracam zawartość żołądka.
-Wszystko okay? - pyta niepewnie Annie, a ja kiwam głową - Może zawołać lekarza? - staram się protestować, ale wszystkie moje słowa łączą się w niezrozumiały bełkot. Gdy nie mam już czym wymiotować, myję twarz, dłonie, a także zlew i odwracam się w stronę mentorki.
-Kto gotuje tak okropne jedzenie?! - pytam z aluzją, a Cato parska śmiechem.
-Kto zamawia tak wyszukane jedzenie? Nie mogłaś sobie wybrać zwykłych tostów, albo jakiegoś kurczaka.. - blondyn broni kucharzy, przez co posyłam mu mordercze spojrzenie.
-Został mi niecały tydzień życia. Chyba mogę poszaleć, nie? - przekomarzam się z nim, siadając na marmurowym blacie szafki.
-Daruj sobie, Clove. Niecały tydzień życia?! Przecież przyjechałaś tu po to, by wygrać! Nie po to się zgłosiłaś? - krzyczy na mnie, uporczywie wpatrując się w moje oczy.
-Masz rację! To ja rzucam do kukły z odległości pięćdziesięciu metrów i przebijam jej serce! To ja odcinam maczetą wszystkie części ciała w mgnieniu oka! To ja wygram z Treshem w walce wręcz!  - naskakuję na niego, po czym wbijam wzrok w podłogę - Jestem bezbronna, nie rozumiesz? - łapczywie chwytam powietrze - Jedna, malutka, zagubiona dziewczynka wśród dwudziestu trzech innych trybutów.
-Nie mów, że się boisz! - zauważa sarkastycznie blondyn
-Nie, nie boję się. Wiem, że umrę. Bo jeśli nie zginę, to ty zginiesz. A ja nie umiem żyć bez ciebie. - wyznaję, karcąc siebie w myślach - Nie jestem głodna. - oświadczam sucho i udaję się do mojego zdemolowanego pokoju. Siadam na potarganym łóżku i chowam twarz w dłonie.
Po co ja mu to mówiłam? Teraz na pewno to wykorzysta! Będzie się ze mnie śmiał, drwił i żartował. Boże, jaka ja jestem tępa... Kocham go, ale co z tego? I tak już nigdy z nim nie mogę być. Jedno z nas umrze, by drugie miało szansę żyć. To brzmi jak żałosna, mdława historyjka o miłości! Clove, nie myśl o tym. Nie myśl o nim. Już postanowiłaś. Teraz wystarczy wdrążać do życia swój plan...
__________________
* piosenka ta to "Girl On Fire". Autorem jej jest Arshad (link) (tekst).

~.~
Halo, halo! Jest tu ktoś?
Rozdział jakiś taki... Dziwny.
Podoba wam się taka odsłona Clove?
Zapraszam do komentowania. Pozdrawiam ;3

czwartek, 12 lutego 2015

#6

-Powiedz coś. - mruczy mi do ucha, a ja znajduję w sobie siłę i odpycham od siebie blondyna. Szybko wyślizguję się spod niego i podbiegam do drzwi.
-Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. - syczę wściekła - Wypuść mnie.
-Clove... - Cato podchodzi do mnie z automatycznym pilotem w ręku - Od kiedy mnie znasz, hm? Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - jego ciepłe dłonie wędrują na moje biodra.
-Czy to samo mówiłeś Glimmer? - parodiuję jego ton głosu - Cato, jeśli zaraz mnie nie wypuścisz, zawołam Annie. - oznajmiam chłodno, a on parska śmiechem.
-A co ona mi zrobi? - pyta, widocznie rozbawiony moją sugestią.
-Przede wszystkim otworzy drzwi. - zauważam zuchwale, co go niezmiernie denerwuje.
-Clove... - przyciska mnie do ściany, bawiąc się moim kosmykiem włosów - Nie chcę, byś czuła, że cię osaczam, maltretuję, czy coś... - zniża swój głos do basu - Jeśli chcesz, to odejdź. - szepcze cicho, a przez jego twarz przez chwilę przebiega grymas bólu. Wyciąga dłoń, w której trzyma automatycznego pilota. Bez wahania zabieram go od niego i odblokowuję drzwi.
-Przeproś Glimm. Ona nic ci nie zrobiła. - mówię ochrypłym głosem, odrzucając blondynowi pilota.
Idę prosto do mojego pokoju. Wybieram pierwsze-lepsze ubrania i wchodzę pod prysznic. Lodowata woda formuje się w bicze, które rozbijają się o moje ciało. Ale nie czuję bólu. Jestem w stanie dziwnego otępienia. Wszystkie myśli skupione są na Cato. "Ja cię dalej kocham. I nigdy nie przestanę..." moja głowa powoli przyswaja te słowa. Zaczynam nad nimi mimowolnie rozważać. To niemożliwe, żeby mnie kochał. Nie po tym, co mu powiedziałam. Nie po tym, co on zrobił. On nie może mnie kochać. Zaraz trafimy na arenę. Stoczymy bój przeciwko śmierci, strachowi, obawom... Przeciwko nam samym. Nie będzie miejsca na nawet na zwyczajną litość, a co dopiero miłość? Będziemy bez mrugnięcia oka zabijać różnych ludzi, z przeróżnymi historiami. Każdy miał rodzinę, każdy kogoś kochał... Zamykam oczy. Nie mogę na siebie patrzeć, czuję ogromne obrzydzenie. Nazywam się Clove Allison i jestem dziewczyną, która zabija bezbronne dzieciaki.
Wychodzę spod prysznica i ślamazarnym ruchem się ubieram. Powoli idę na kolację. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, a w szczególności nie z Cato. Zamawiam marynowanego śledzia i łososia duszonego w białym winie z sosem beszamelowym na szpinaku z ziemniakami. Przy stole Annie wypytuje Cato o sojuszników. Ten nie jest zbyt chętny do rozmowy, ale napotykając moje pełne wyrozumienia spojrzenie, prostuje się i ochoczo wypowiada się na temat potencjalnych partnerów. Ku mojemu zdziwieniu, blondyn wymienia też Peetę. Unoszę do góry brwi, a on uśmiecha się łobuzersko.
-Dwunastka nie jest zbyt dobrym pomysłem. - wtrąca się Lyme - W całej historii Igrzysk tylko dwie osoby z tego Dystryktu wygrały. - "W tym Haymitch", dodaje w myślach.
-Kiedy...? - pytam niby zaskoczona tą informacją.
-Oh, całe wieki temu. - śmieje się mentorka. - Jeśli chcecie, możecie obejrzeć film... - patrzę porozumiewawczo na Cato, po czym kiwam głową.
-Jeśli możesz... - blondyn uśmiecha się krzepiąco, na co Lyme mruga zalotnie rzęsami. Czuję tak ogromne zażenowanie, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Co on sobie wyobraża? Że może mieć każdą? Kręcę głową, gdy on śmieje się dyskretnie.
Siadamy na kanapie, a Lyme włącza starą, lekko zakurzoną kasetę. Po chwili na ogromnym ekranie pojawia się napis "Pięćdziesiąte Głodowe Igrzyska". Film zaczyna się od Dożynek. Słucham traktatu o zdradzie cały czas myśląc o moim ojcu. Gdy spostrzegam młodego, niskiego i rudawego mężczyznę o nazwisku "Allison", chce mi się śmiać. To nie może być mój ojciec! Jego zielone oczy są radosne, a pofalowane włosy przypominają mi stertę siana. W niczym nie przypomina mnie. Moja matka cały czas mi powtarzała, że jestem podobna do swojego taty. Że przejęłam geny po nim.
-To nie jest mój ojciec! - piszczę cicho, odruchowo wtulając się w Cato. Przez zupełny przypadek odkryłam prawdę, która mnie przeraża.
-Jasne, że nie. - blondyn jest  odprężony, jakby go to wcale nie ruszyło. - Clove, gdyby on był twoim ojcem, tobyś miała teraz jakieś... - na chwilę przerywa po czym dodaje zupełnie obojętnym tonem - Dwadzieścia pięć  albo dwadzieścia cztery lata. O dziesięć za dużo.
Odsuwam się od chłopaka i zamykam oczy. Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam?  Cato ma rację. Człowiek, który na filmie jest przedstawiony jako Phil Allison, nie jest moim ojcem. Nie może nim być. Ale jeśli nie on, to kto?
-Więc kto nim jest? - pytam pusto. Cato spogląda na mnie poważnie, po czym niskim głosem mówi.
-Nie wiesz? Twoja matka ci nie powiedziała? - spogląda mi prosto w oczy, a ja, zupełnie bezradna kręcę głową. Czuję ogromne zażenowanie. Jakim prawem on wie więcej o mojej rodzinie niż ja sama?
-Moja matka twierdziła, że moim ojcem jest Phil Allison, który zginął na Igrzyskach. Mówiła mi też, że bardzo go przypominam. - biorę głęboki oddech, by przebrnąć przez falę bólu i rozczarowania, która z ogromną mocą uderza w moje serce. Po moich zaróżowionych policzkach płyną słone łzy, które powoli wsiąkają w ciemnoniebieską koszulę blondyna.
-Pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? - kiwam głową - Gdy opowiadałem o tobie ojcu, on powiedział mi prawdę o... - patrzy na mnie z litością i mocno obejmuje - O twojej matce. I o tobie. - dokańcza, a ja odsuwam się od niego.
-Czyli co ci powiedział? - pytam niepewnie, opanowując trzęsące się dłonie.
-Kojarzysz pana Mark'a Scott'a? - znów kiwam głową - On i twoja mama... No cóż, byli razem. Ale pani Susan, czyli twoja babcia, wybrała dla swojej córki męża...
-Phil'a? - pytam z niedowierzaniem, a on jeszcze mocniej mnie przytula.
-Tak, Clove. I zgodnie z planem, Willow wyszła za Phil'a. To nie było szczęśliwe małżeństwo, uwierz mi. Ojciec opowiadał mi, że codziennie sąsiedzi słyszeli kłótnie i trzaskanie talerzy.
-Wszystko się rozwiązało, kiedy on trafił na arenę... - domyślam się, a Cato smutno kiwa głową.
-Tak. Willow pół roku "rozpaczała" po mężu. Potem wróciła do Mark'a.
-I byli szczęśliwi, dopóki ja się nie narodziłam. - kończę.
-Clove, wiesz... Oni chcieli tylko być razem. - mówi łagodnym tonem blondyn, a ja znów odsuwam się od niego.
-Oni mnie oszukali! - protestuję, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zdajesz sobie sprawę, jak ciężkie musiało to dla nich być? - pyta z pretensjami Cato.
-Bronisz ich? - pytam zaskoczona - Nie wierzę, po prostu nie wierzę! - wybiegam z kuchni do mojego pokoju. Chcę być sama. Tylko ja i moje myśli. Ja. Moje myśli.
Przez całe moje życie byłam oszukiwana. Moja matka dzień w dzień kłamała. Wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że Phil nie jest moim ojcem. Tylko ja łudziłam się nadzieją, że jestem córką bohatera, herosa z  Dwójki! Jestem żałosną, beznadziejną, naiwną dziewczynka, która zagra tak, jak jej rozkażą.
Wściekła na siebie, na ojca i na cały świat wyjmuję spod łóżka pas noży, który zabrałam z sali treningowej. Wyciągam pierwszy nóż i rzucam nim w przestronną szafę. Kolejnym celuję w bogato zdobiony żyrandol. Niszczę także łóżko i malutką szafeczkę obok niego. Gdy kończą mi się noże, drapię i kopię wszystko, co tylko znajdzie się w zasięgu mojego wzroku.
-Nienawidzę cię, tato! Nienawidzę cię, mamo! Nienawidzę was wszystkich! - krzyczę przez łzy.
Wyjmuję z szafy ostry nóż i podważam nim deski z podłogi. Z zadowoleniem rozglądam się po niegdyś pięknym i uporządkowanym pokoju. Teraz wygląda tysiąc razy gorzej. Poprzewracane meble leżą w nieładzie na zniszczonej podłodze. Stłuczone szkło rzucam na potarganą pierzynę, a żyrandol jeszcze raz rozbijam.
Wyjmuję moje jedyne zdjęcie z Cato. Zrobiła go jego matka, która ubóstwia swojego synka ponad wszystkich. Mnie od zawsze traktowała jak wyrzutka, ale nigdy nie przejmowałam się tym. Sfotografowała nas w dniu ukończenia pierwszego szkolenia. Młodzi, zakochani, szczęśliwi... Wyrzucam z siebie mieszankę przekleństw w kierunku tej pary, po czym kaleczę to zdjęcie nożem.
-Clove... - Cato momentalnie doskakuje do mnie. Zabiera mi nóż i odsuwa mnie od strzępków czegoś, co kiedyś było naszym zdjęciem. Spoglądam mu prosto w oczy. Na jego twarzy maluje się troska, ale także ból.
-Kochaj mnie. - mówię nagle, patrząc na niego obłąkanym wzrokiem. Blondyn odskakuje ode mnie zaskoczony.
-Nie wiesz, co chcesz zrobić. - stara się w jakiś sposób przemówić do mnie. Podchodzę do niego i zaczynam składać namiętne pocałunki na jego szyi. - Je... Jesteś w głębokim szoku. - jego głos drga. Chłopak jakby walczy ze sobą, jednak nie odrywa mnie od siebie. Nie przerywam więc pieszczot.
-Wiem, czego chcę. - uśmiecham się zawadiacko i sięgam ręką w poszukiwaniu automatycznego pilota. Gdy go w końcu znajduję, szybko blokuję drzwi. Następnie rozpinam koszulę blondyna i pcham go na łóżko. - Teraz, albo nigdy. - szepczę mu do ucha.
-To wbrew twoim zasadom! - ostatkami swojej silnej woli oponuje. Śmieję się gorzko.
-Przed chwilą wszystko, w co wierzyłam, runęło. Cały mój światopogląd runął. Myślisz, że mam teraz jakiekolwiek zasady? - pytam, wpatrując się głęboko w jego błękitne tęczówki.
-Skoro tak... - Cato przewraca mnie na plecy i bez zbędnych słów zaczyna pieścić moje ciało.





~.~
I jest i kolejny!
Podoba wam się taka trochę bardziej "nieobliczalna" odsłona Clove?
Dziękuję za komentarze! One naprawdę motywują :) !
Co do nazwiska Clove, wzięłam je z tej strony (klik)
Dziękuję za wskazówki i pozdrawiam was ciepło :3