piątek, 27 lutego 2015

#7

Rano budzę się w silnych ramionach blondyna. Z rumieńcem na twarzy przypominam sobie poprzednią noc. Składam delikatny pocałunek na jego wargach i ostrożnie wstaję z łóżka. Zabieram ze sobą zestaw ubrań i ręcznik, i udaję się na krótki, aczkolwiek gorący prysznic. Woda formuje się w maleńkie strumyki, które dokładnie obmywają moje ciało. W powietrzu unosi się przyjemny, różany zapach. Gąbka, nasączona niebieskim płynem, ostrożnie nawilża każdy centymetr mojej skóry. Uśmiecham się szeroko. Chcę, by ten cudowny humor towarzyszył mi przez cały dzień.
Gdy maszyna rozplątuje ostatnie kosmyki moich kruczoczarnych włosów, zaczynam powoli obmyślać dzisiejszy plan zajęć. Spoglądam na ogromny, cyfrowy zegar, który wskazuje godzinę czwartą siedemnaście. Ubieram się i powoli wychodzę z apartamentu. Wsiadam do windy i wciskam numerek dwanaście. Otulam się mocniej kurtką i wchodzę na dach. Podchodzę do Peety, który uważnie obserwuje wschód słońca.
-Hej. - przytulam go mocno.
-Hej. - odpowiada przyjaźnie i pokazuje miejsce na kocu, na którym mogę usiąść.
Nigdy nie myślałam o śmierci. Zawsze był to dla mnie temat tabu, odpychany i odciągany wszelkimi sposobami. Dziś, wpatrując się w słońce, uświadamiam sobie, że muszę umrzeć. By inni przeżyli. By Peeta miał szansę ochronić Katniss. By Cato spełnił swoje marzenie. Muszę umrzeć, by dać innym szansę na lepsze jutro.
-Kochasz Katniss? - pytam nagle, a on odwraca głowę od słońca i z delikatnym uśmiechem spogląda na mnie.
-Przecież wiesz. - oznajmia cicho, wciąż patrząc się na mnie.
Patrzę z bólem na piekarza. To on, a nie zawodowcy powinien budzić podziw. Peeta jest gotowy poświęcić dla Katniss swoje życie, jest gotowy zrobić wszystko, byleby ona żyła. Stanie się zabójcą w mgnieniu oka, gdy tylko ona tego będzie potrzebować.
-Czy... - biorę głęboki oddech - Czy jesteś gotowy zrobić dla niej wszystko? - upewniam się, choć i tak znam odpowiedź.
-Czy jestem gotowy dla niej umrzeć? - Peeta mocno mnie przytula - Tak, Clove. Życie bez niej... - przerywa na chwilę, jakby chciał zebrać myśli - Jest niczym. - oznajmia pewny siebie, a ja kręcę głową.
-Nie chodzi mi o to. Czy jesteś gotowy ją chronić na Igrzyskach? - drążę temat wciąż z nieodgadnionym wyrazem twarzy - Bo widzisz... Obmyśliłam pewien plan. - wyjawiam w końcu, a on odwraca się plecami do słońca i patrzy na mnie, oczekując na wyjaśnienia - Jesteś w sojuszu zawodowców. Wciągnęłam cię tam, byś mógł ją chronić. Nie pozwolisz na wytropienie jej, a przy okazji sam nie zostaniesz zabity. - biorę głęboki wdech, po czym dodaję - Chyba. - Peeta śmieje się głośno, a ja kontynuuję - Dziś na treningu musisz pokazać, że jesteś silny i przydasz nam się.
W jednej sekundzie jego twarz targa milion emocji: strach, zwątpienie, odwaga i cierpienie. Każdy jego mięsień drga. Wbija swój rozkojarzony wzrok w nieokreślony punkt na niebie. Trwamy w ciszy. Wiem, że on tego potrzebuje. Klnę siebie w myślach, że mu o tym powiedziałam.
-Oni wiedzą...? - pyta niepewnie.
-Na razie tylko ja i Cato. Dowiedzą się dziś, na przerwie. - spuszczam wzrok - Ale to nie wszystko. Musisz udowodnić wszystkim, że się kochacie. - krzywię się na chwilę i poprawiam się - Że ty ją kochasz.
-Po co? - pyta oburzony.
-W ten sposób zapewnisz wszystkich, że wiesz, gdzie jest. - przerywam i szybko zbieram myśli - I po odłączeniu od nas widzowie będą widzieć, jak bardzo ją kochasz... Oni kupią tą całą mdławą historyjkę i będą chcieli cię... Będą chcieli was chronić. Sponsorować. - uśmiecham się krzepiąco, by potwierdzić wiarygodność moich słów.
-Czemu miałbym się odłączyć? Przecież wtedy.... - protestuje, ale ja mu przerywam.
-W pewnym momencie zobaczą, że wyrazie od nas odstajesz. Będą spiskować przeciwko tobie. Wtedy musisz wziąć pierwszą nocną zmianę, najlepiej razem ze mną, i uciec.
-Ale jak ona przeżyje do tego momentu!? - piszczy cicho, chowając twarz w dłonie.
-Poradzi sobie. Wygląda na sprytną dziewczynę. - pocieszam go - Musisz jej tylko powiedzieć, by zaraz po rozbrzmieniu gongu uciekała. Nie może uczestniczyć w rzezi. Peeta.. - spoglądam na niego z troską - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - przytulam go najmocniej, jak umiem. Słyszę jego szybkie bicie serca i wyczuwam mdławy zapach róż.
Po dłuższej chwili odrywam się od niego, mamrotam pożegnanie i odchodzę. Zbiegam cicho po schodach i bezszelestnie wchodzę do mojego pokoju. Cato jeszcze śpi. Podchodzę do maleńkiej szafki obok łóżka i otwieram ją. Wyjmuję z niej kartkę i długopis zaczynam pisać. Wylewam wszystkie moje uczucia na kartkę: łzy, cierpienie, żal, ale także radość i miłość. Nie chcę już nic czuć, a pisanie zawsze mi w tym pomagało.
-Ładniej będzie brzmieć 'jej płomienie otaczają mnie' - poprawia mnie blondyn, który już wstał. Przekreślam więc ostatnią linijkę i zapisuję tam słowa Cato. - Znowu piszesz? - kiwam głową, a on mnie mocno obejmuje. Słyszę, jak podśpiewuje w dziwnej melodii moje słowa. - Brakuje tu czegoś. - oświadcza, siadając obok mnie.
-Wiem. - mówię z żalem - On to dokończy. - odrzucam kartkę i długopis na miękki, czerwony dywan.
-On? - blondyn patrzy na mnie zaskoczony, a ja teatralnie przewracam oczami.
-Peeta. Chcę mu jakoś pomóc, to wszystko go przerasta. - oznajmiam cicho, wtulając się w Cato.
-Nie mówiłaś mi, że się z nim zaprzyjaźniłaś. - skarży się, po czym podnosi kartkę i zaczyna śpiewać.
"Nie należę do nich
Nie będę pionkiem w ich grze
Nie mogą mnie kontrolować
Oni są jedynymi, których można winić.
Nigdy się nie załamię,
Nie zrezygnuję z walki,
Nie dam im nic, nic, nic.
Tylko jeden pocałunek, a będę uzależniony od jej ognia
Jej płomienie otaczają mnie
Patrząc, jak rozjaśniają niebo
Musimy wstać i walczyć.
A teraz nasza przeklęta przez gwiazdy miłość się urzeczywistniła
Zapieczętowaliśmy nasze losy- tu i teraz."*
Aksamitny baryton blondyna sprawia, że moje serce bije wolniej. Zamykam powieki i wczuwam się w piosenkę. Przez moją głowę przelatują pojedyncze obrazki Peety i Katniss. Oni nie zasłużyli na taki los. Z resztą, nikt nie zasłużył.
-Igrająca z ogniem jest Peetą? - pyta blondyn, gdy kończy śpiewać.
-Nie. Ale on... - przerywam na chwilę i przypominam sobie moją dzisiejszą rozmowę z piekarzem - On ją kocha.
-Miłość. - prycha z wyższością - Co to jest? Zwykła mieszanka pożądania, podziwu i zainteresowania.
-To własnie do mnie czujesz? - śmieję się gorzko, a on spogląda na mnie i kręci głową.
-Nie... Ty to zupełnie inna rzecz. Gdy ciebie widzę, czuję, że wszystko inne traci sens. Gdy słyszę twój głos, jestem gotowy porzucić wszystko i iść za tobą, choćby na koniec świata. Twój zapach jest najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek poznałem. Jestem przy tobie zawsze i nigdy cię nie opuszczę...
-Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem. - uśmiecham się delikatnie.
-Bo nigdy nim nie byłem. - wzrusza ramionami - To ty mnie zmieniłaś. Ba! Dalej mnie zmieniasz. - składa delikatny pocałunek na moich wargach i wstaje z dywanu - Idę się ubrać. Do zobaczenia na śniadaniu.
-Do zobaczenia... - odpowiadam cicho i patrzę, jak blondyn wychodzi z mojego pokoju.
Momentalnie biegnę do łazienki. Podchodzę do umywalki i odkręcam kran. Zimna woda z impetem odbija się o moją twarz, zadając mi ból. Zwiększam ciśnienie. W końcu, kiedy cała moja twarz jest czerwona, zakręcam kran. Patrzę w lustro i widzę w nim małą, żałosną i zrozpaczoną dziewczynkę. Jednym, szybkim ruchem rozbijam szkło na tysiące małych kawałeczków. Biorę jeden z nich i rozcinam sobie skórę na nadgarstku. Krew sączy się powoli, zadając mi ogromny ból. I dobrze.
Muszę dojść do siebie. Musi wrócić dawna Clove: ta nieobliczalna, wredna zabójczyni z Dwójki, a nie miła i przyjemna przyjaciółka biednych i udręczonych. Nienawidzę siebie, a jeszcze bardziej nienawidzę Cato za to, co ze mną zrobił.
-To ty mnie zmieniłaś! Ba! Dalej mnie zmieniasz! - parodiuję jego ton głosu. Z zadowoleniem patrzę, jak ciepła, lepka czerwona ciecz zalewa drogie płytki. Śmieję się gorzko. - Boże, jakie to wszystko jest żałosne... - wzdycham i wychodzę z łazienki.
Wchodzę do mojej sypialni, która dalej jest zdemolowana. Wyjmuję ze zniszczonej szafy turkusową bluzę i zakładam ją. Wychodząc, jeszcze raz spoglądam na zmasakrowany pokój i śmieję się głośno.
Gdy wchodzę do kuchni, wszyscy już na mnie czekają. Cato jest dziwnie zdenerwowany, tak samo jak Annie. Lyme zaś w spokoju je kurczaka z sosem czosnkowym. Ostrożnie siadam na dębowym krześle. Wybieram z listy pierwszą potrawę, na jaką pada mój wzrok. Ślimak z ciastem francuskim z sosem i szynką. Mam nadzieję, że smakuje lepiej, niż brzmi.
Podczas gdy przy stole toczy się niezobowiązująca rozmowa, ja męczę się ze ślimakiem. Ostrożnie staram się wyjąć mięczaka ze skorupki, jednak mi to nie wychodzi. Lekko poddenerwowana chwytam specjalny widelczyk i wydłubuję zwierzę. Za pomocą szczypczyków kładę mięso na tosta. Oddycham spokojnie i jednym, szybkim ruchem wkładam potrawę do ust. Od razu robi mi się niedobrze. Gdy przeżuwam tosta, czuję, jak jedzenie podchodzi mi do gardła. Momentalnie wstaję od stołu i biegnę do najbliższego zlewu, gdzie zwracam zawartość żołądka.
-Wszystko okay? - pyta niepewnie Annie, a ja kiwam głową - Może zawołać lekarza? - staram się protestować, ale wszystkie moje słowa łączą się w niezrozumiały bełkot. Gdy nie mam już czym wymiotować, myję twarz, dłonie, a także zlew i odwracam się w stronę mentorki.
-Kto gotuje tak okropne jedzenie?! - pytam z aluzją, a Cato parska śmiechem.
-Kto zamawia tak wyszukane jedzenie? Nie mogłaś sobie wybrać zwykłych tostów, albo jakiegoś kurczaka.. - blondyn broni kucharzy, przez co posyłam mu mordercze spojrzenie.
-Został mi niecały tydzień życia. Chyba mogę poszaleć, nie? - przekomarzam się z nim, siadając na marmurowym blacie szafki.
-Daruj sobie, Clove. Niecały tydzień życia?! Przecież przyjechałaś tu po to, by wygrać! Nie po to się zgłosiłaś? - krzyczy na mnie, uporczywie wpatrując się w moje oczy.
-Masz rację! To ja rzucam do kukły z odległości pięćdziesięciu metrów i przebijam jej serce! To ja odcinam maczetą wszystkie części ciała w mgnieniu oka! To ja wygram z Treshem w walce wręcz!  - naskakuję na niego, po czym wbijam wzrok w podłogę - Jestem bezbronna, nie rozumiesz? - łapczywie chwytam powietrze - Jedna, malutka, zagubiona dziewczynka wśród dwudziestu trzech innych trybutów.
-Nie mów, że się boisz! - zauważa sarkastycznie blondyn
-Nie, nie boję się. Wiem, że umrę. Bo jeśli nie zginę, to ty zginiesz. A ja nie umiem żyć bez ciebie. - wyznaję, karcąc siebie w myślach - Nie jestem głodna. - oświadczam sucho i udaję się do mojego zdemolowanego pokoju. Siadam na potarganym łóżku i chowam twarz w dłonie.
Po co ja mu to mówiłam? Teraz na pewno to wykorzysta! Będzie się ze mnie śmiał, drwił i żartował. Boże, jaka ja jestem tępa... Kocham go, ale co z tego? I tak już nigdy z nim nie mogę być. Jedno z nas umrze, by drugie miało szansę żyć. To brzmi jak żałosna, mdława historyjka o miłości! Clove, nie myśl o tym. Nie myśl o nim. Już postanowiłaś. Teraz wystarczy wdrążać do życia swój plan...
__________________
* piosenka ta to "Girl On Fire". Autorem jej jest Arshad (link) (tekst).

~.~
Halo, halo! Jest tu ktoś?
Rozdział jakiś taki... Dziwny.
Podoba wam się taka odsłona Clove?
Zapraszam do komentowania. Pozdrawiam ;3

3 komentarze:

  1. Spam. Spam. Spam.

    ZWYCIĘZCY SĄ SŁABI
    Wielu myśli, że igrzyska to koniec. Koniec życia, ich maleńkiego i ubogiego świata.
    Dla Lilith zwycięstwo w 72. igrzyskach to zaledwie początek historii zakrapianej łzami, krwią, używkami i szantażami. Każdy kolejny przyjazd do Kapitolu przywołuje przykre wspomnienia, które przez miesiące były głęboko pogrzebane na dnie umysłu. Śmierć, zapach róż, tajemnice i wykorzystywanie.
    Rzeczywistość miesza się z przeszłością, która nie daje spokoju. Nazwisko Adler ponownie wzbudza kontrowersje i spekulacje na temat 49. igrzysk. Co się wtedy stało? Dlaczego ludzie na wspominki o tym wydarzeniu z przerażeniem rozglądają się na boki i ściszają głos?
    Dowiedz się prawdy.

    game-of-panem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej:) O takiej Clove jeszcze nie czytałam. Pomysł jest bardzo ciekawy.
    W wolnej chwili zapraszam tutaj:

    Siekiera odbiła się od pola siłowego i poleciała nad głową Haymitcha, trafiając w głowę dziewczyny stojącej na przeciw niego. Ta upadła na ziemię, a wokół niej zaczęła się tworzyć szkarłatna kałuża. Chłopak podszedł na drżących nogach do trybutki. Po chwili na jego ustach pojawił się delikatny, lecz smutny uśmiech.
    -Wracam do ciebie, księżniczko - wyszeptał- Niedługo się zobaczymy.
    Nie wiedział jak bardzo się mylił.
    http://ann-beth-abernathy.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    ~Ann

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz na mnie nakrzyczeć, masz do tego prawo. Tak dawno nie odwiedziłam Twojego bloga, że aż mi wstyd... Przepraszam. Nadrobiłam już zaległości, lecz zauważyłam, że już od ponad miesiąca nie wstawiłaś żadnego nowego rozdziału! Mam nadzieję, że mój rozdział zmobilizuje Cię do dalszego pisania!
    W poprzednim rozdziale (w szczególności końcówce) było tyle miłości między Cato i Clove, że aż w końcu uwierzyłam w ich prawdziwe uczucie! Świetnie to ukazałaś! ^^
    Poświęcenie głównej bohaterki jest zarówno pięknym, ale i przerażająco smutnym czynem. Zależy jej zarówno na życiu Cato, ale i Peecie... Jak tu ich obydwoje uratować? W dodatku by tak mogło się stać Clove musi zginąć. Oh. Naprawdę potrafisz sprawić, iż czytelnik wczuwa się wraz z bohaterką w daną sytuację. Coś cudownego. <3
    Zawsze uważałam Clove za bezduszną dziewczynę, lecz Ty ukazałaś jej lepsze oblicze. Uwierzyłam, że naprawdę mogła taka być. :)

    Cieplutko pozdrawiam i życzę wesołych Świąt Wielkiej Nocy! ;*
    Szybciutko wstawiaj nowy rozdział! c:

    OdpowiedzUsuń