czwartek, 12 lutego 2015

#6

-Powiedz coś. - mruczy mi do ucha, a ja znajduję w sobie siłę i odpycham od siebie blondyna. Szybko wyślizguję się spod niego i podbiegam do drzwi.
-Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. - syczę wściekła - Wypuść mnie.
-Clove... - Cato podchodzi do mnie z automatycznym pilotem w ręku - Od kiedy mnie znasz, hm? Czy kiedykolwiek cię okłamałem? - jego ciepłe dłonie wędrują na moje biodra.
-Czy to samo mówiłeś Glimmer? - parodiuję jego ton głosu - Cato, jeśli zaraz mnie nie wypuścisz, zawołam Annie. - oznajmiam chłodno, a on parska śmiechem.
-A co ona mi zrobi? - pyta, widocznie rozbawiony moją sugestią.
-Przede wszystkim otworzy drzwi. - zauważam zuchwale, co go niezmiernie denerwuje.
-Clove... - przyciska mnie do ściany, bawiąc się moim kosmykiem włosów - Nie chcę, byś czuła, że cię osaczam, maltretuję, czy coś... - zniża swój głos do basu - Jeśli chcesz, to odejdź. - szepcze cicho, a przez jego twarz przez chwilę przebiega grymas bólu. Wyciąga dłoń, w której trzyma automatycznego pilota. Bez wahania zabieram go od niego i odblokowuję drzwi.
-Przeproś Glimm. Ona nic ci nie zrobiła. - mówię ochrypłym głosem, odrzucając blondynowi pilota.
Idę prosto do mojego pokoju. Wybieram pierwsze-lepsze ubrania i wchodzę pod prysznic. Lodowata woda formuje się w bicze, które rozbijają się o moje ciało. Ale nie czuję bólu. Jestem w stanie dziwnego otępienia. Wszystkie myśli skupione są na Cato. "Ja cię dalej kocham. I nigdy nie przestanę..." moja głowa powoli przyswaja te słowa. Zaczynam nad nimi mimowolnie rozważać. To niemożliwe, żeby mnie kochał. Nie po tym, co mu powiedziałam. Nie po tym, co on zrobił. On nie może mnie kochać. Zaraz trafimy na arenę. Stoczymy bój przeciwko śmierci, strachowi, obawom... Przeciwko nam samym. Nie będzie miejsca na nawet na zwyczajną litość, a co dopiero miłość? Będziemy bez mrugnięcia oka zabijać różnych ludzi, z przeróżnymi historiami. Każdy miał rodzinę, każdy kogoś kochał... Zamykam oczy. Nie mogę na siebie patrzeć, czuję ogromne obrzydzenie. Nazywam się Clove Allison i jestem dziewczyną, która zabija bezbronne dzieciaki.
Wychodzę spod prysznica i ślamazarnym ruchem się ubieram. Powoli idę na kolację. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, a w szczególności nie z Cato. Zamawiam marynowanego śledzia i łososia duszonego w białym winie z sosem beszamelowym na szpinaku z ziemniakami. Przy stole Annie wypytuje Cato o sojuszników. Ten nie jest zbyt chętny do rozmowy, ale napotykając moje pełne wyrozumienia spojrzenie, prostuje się i ochoczo wypowiada się na temat potencjalnych partnerów. Ku mojemu zdziwieniu, blondyn wymienia też Peetę. Unoszę do góry brwi, a on uśmiecha się łobuzersko.
-Dwunastka nie jest zbyt dobrym pomysłem. - wtrąca się Lyme - W całej historii Igrzysk tylko dwie osoby z tego Dystryktu wygrały. - "W tym Haymitch", dodaje w myślach.
-Kiedy...? - pytam niby zaskoczona tą informacją.
-Oh, całe wieki temu. - śmieje się mentorka. - Jeśli chcecie, możecie obejrzeć film... - patrzę porozumiewawczo na Cato, po czym kiwam głową.
-Jeśli możesz... - blondyn uśmiecha się krzepiąco, na co Lyme mruga zalotnie rzęsami. Czuję tak ogromne zażenowanie, że najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Co on sobie wyobraża? Że może mieć każdą? Kręcę głową, gdy on śmieje się dyskretnie.
Siadamy na kanapie, a Lyme włącza starą, lekko zakurzoną kasetę. Po chwili na ogromnym ekranie pojawia się napis "Pięćdziesiąte Głodowe Igrzyska". Film zaczyna się od Dożynek. Słucham traktatu o zdradzie cały czas myśląc o moim ojcu. Gdy spostrzegam młodego, niskiego i rudawego mężczyznę o nazwisku "Allison", chce mi się śmiać. To nie może być mój ojciec! Jego zielone oczy są radosne, a pofalowane włosy przypominają mi stertę siana. W niczym nie przypomina mnie. Moja matka cały czas mi powtarzała, że jestem podobna do swojego taty. Że przejęłam geny po nim.
-To nie jest mój ojciec! - piszczę cicho, odruchowo wtulając się w Cato. Przez zupełny przypadek odkryłam prawdę, która mnie przeraża.
-Jasne, że nie. - blondyn jest  odprężony, jakby go to wcale nie ruszyło. - Clove, gdyby on był twoim ojcem, tobyś miała teraz jakieś... - na chwilę przerywa po czym dodaje zupełnie obojętnym tonem - Dwadzieścia pięć  albo dwadzieścia cztery lata. O dziesięć za dużo.
Odsuwam się od chłopaka i zamykam oczy. Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam?  Cato ma rację. Człowiek, który na filmie jest przedstawiony jako Phil Allison, nie jest moim ojcem. Nie może nim być. Ale jeśli nie on, to kto?
-Więc kto nim jest? - pytam pusto. Cato spogląda na mnie poważnie, po czym niskim głosem mówi.
-Nie wiesz? Twoja matka ci nie powiedziała? - spogląda mi prosto w oczy, a ja, zupełnie bezradna kręcę głową. Czuję ogromne zażenowanie. Jakim prawem on wie więcej o mojej rodzinie niż ja sama?
-Moja matka twierdziła, że moim ojcem jest Phil Allison, który zginął na Igrzyskach. Mówiła mi też, że bardzo go przypominam. - biorę głęboki oddech, by przebrnąć przez falę bólu i rozczarowania, która z ogromną mocą uderza w moje serce. Po moich zaróżowionych policzkach płyną słone łzy, które powoli wsiąkają w ciemnoniebieską koszulę blondyna.
-Pamiętasz, kiedy się poznaliśmy? - kiwam głową - Gdy opowiadałem o tobie ojcu, on powiedział mi prawdę o... - patrzy na mnie z litością i mocno obejmuje - O twojej matce. I o tobie. - dokańcza, a ja odsuwam się od niego.
-Czyli co ci powiedział? - pytam niepewnie, opanowując trzęsące się dłonie.
-Kojarzysz pana Mark'a Scott'a? - znów kiwam głową - On i twoja mama... No cóż, byli razem. Ale pani Susan, czyli twoja babcia, wybrała dla swojej córki męża...
-Phil'a? - pytam z niedowierzaniem, a on jeszcze mocniej mnie przytula.
-Tak, Clove. I zgodnie z planem, Willow wyszła za Phil'a. To nie było szczęśliwe małżeństwo, uwierz mi. Ojciec opowiadał mi, że codziennie sąsiedzi słyszeli kłótnie i trzaskanie talerzy.
-Wszystko się rozwiązało, kiedy on trafił na arenę... - domyślam się, a Cato smutno kiwa głową.
-Tak. Willow pół roku "rozpaczała" po mężu. Potem wróciła do Mark'a.
-I byli szczęśliwi, dopóki ja się nie narodziłam. - kończę.
-Clove, wiesz... Oni chcieli tylko być razem. - mówi łagodnym tonem blondyn, a ja znów odsuwam się od niego.
-Oni mnie oszukali! - protestuję, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zdajesz sobie sprawę, jak ciężkie musiało to dla nich być? - pyta z pretensjami Cato.
-Bronisz ich? - pytam zaskoczona - Nie wierzę, po prostu nie wierzę! - wybiegam z kuchni do mojego pokoju. Chcę być sama. Tylko ja i moje myśli. Ja. Moje myśli.
Przez całe moje życie byłam oszukiwana. Moja matka dzień w dzień kłamała. Wszyscy oprócz mnie wiedzieli, że Phil nie jest moim ojcem. Tylko ja łudziłam się nadzieją, że jestem córką bohatera, herosa z  Dwójki! Jestem żałosną, beznadziejną, naiwną dziewczynka, która zagra tak, jak jej rozkażą.
Wściekła na siebie, na ojca i na cały świat wyjmuję spod łóżka pas noży, który zabrałam z sali treningowej. Wyciągam pierwszy nóż i rzucam nim w przestronną szafę. Kolejnym celuję w bogato zdobiony żyrandol. Niszczę także łóżko i malutką szafeczkę obok niego. Gdy kończą mi się noże, drapię i kopię wszystko, co tylko znajdzie się w zasięgu mojego wzroku.
-Nienawidzę cię, tato! Nienawidzę cię, mamo! Nienawidzę was wszystkich! - krzyczę przez łzy.
Wyjmuję z szafy ostry nóż i podważam nim deski z podłogi. Z zadowoleniem rozglądam się po niegdyś pięknym i uporządkowanym pokoju. Teraz wygląda tysiąc razy gorzej. Poprzewracane meble leżą w nieładzie na zniszczonej podłodze. Stłuczone szkło rzucam na potarganą pierzynę, a żyrandol jeszcze raz rozbijam.
Wyjmuję moje jedyne zdjęcie z Cato. Zrobiła go jego matka, która ubóstwia swojego synka ponad wszystkich. Mnie od zawsze traktowała jak wyrzutka, ale nigdy nie przejmowałam się tym. Sfotografowała nas w dniu ukończenia pierwszego szkolenia. Młodzi, zakochani, szczęśliwi... Wyrzucam z siebie mieszankę przekleństw w kierunku tej pary, po czym kaleczę to zdjęcie nożem.
-Clove... - Cato momentalnie doskakuje do mnie. Zabiera mi nóż i odsuwa mnie od strzępków czegoś, co kiedyś było naszym zdjęciem. Spoglądam mu prosto w oczy. Na jego twarzy maluje się troska, ale także ból.
-Kochaj mnie. - mówię nagle, patrząc na niego obłąkanym wzrokiem. Blondyn odskakuje ode mnie zaskoczony.
-Nie wiesz, co chcesz zrobić. - stara się w jakiś sposób przemówić do mnie. Podchodzę do niego i zaczynam składać namiętne pocałunki na jego szyi. - Je... Jesteś w głębokim szoku. - jego głos drga. Chłopak jakby walczy ze sobą, jednak nie odrywa mnie od siebie. Nie przerywam więc pieszczot.
-Wiem, czego chcę. - uśmiecham się zawadiacko i sięgam ręką w poszukiwaniu automatycznego pilota. Gdy go w końcu znajduję, szybko blokuję drzwi. Następnie rozpinam koszulę blondyna i pcham go na łóżko. - Teraz, albo nigdy. - szepczę mu do ucha.
-To wbrew twoim zasadom! - ostatkami swojej silnej woli oponuje. Śmieję się gorzko.
-Przed chwilą wszystko, w co wierzyłam, runęło. Cały mój światopogląd runął. Myślisz, że mam teraz jakiekolwiek zasady? - pytam, wpatrując się głęboko w jego błękitne tęczówki.
-Skoro tak... - Cato przewraca mnie na plecy i bez zbędnych słów zaczyna pieścić moje ciało.





~.~
I jest i kolejny!
Podoba wam się taka trochę bardziej "nieobliczalna" odsłona Clove?
Dziękuję za komentarze! One naprawdę motywują :) !
Co do nazwiska Clove, wzięłam je z tej strony (klik)
Dziękuję za wskazówki i pozdrawiam was ciepło :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz